Ojciec Tarsycjusz – franciszkanin, wrażliwy kapłan, jako nastolatek został wykorzystany seksualnie przez księdza, walczy o prawdę, chce zmian w Kościele

Był młodym chłopakiem, kiedy ponad 25 lat temu został wykorzystany seksualnie przez księdza Andrzeja Dymera. Od tego czasu doświadczył i wciąż doświadcza w Kościele takich rzeczy, które pewnie złamałyby większość z nas. Miał wszelkie podstawy do tego, żeby odejść i z hukiem zatrzasnąć za sobą drzwi. Wybrał jednak zupełnie inną drogę. Jest franciszkaninem, wrażliwym księdzem. Pojechałem na dwa dni do klasztoru na północy Polski, żeby go spotkać, posłuchać i spróbować dowiedzieć się, jak radził i radzi sobie ze wszystkim tym, co najtrudniejsze i najbardziej bolesne. Oraz gdzie szuka nadziei. Oto jego historia.

Dla mnie Człowiekiem Roku – a nawet Dekady, albo i Ćwierćwiecza – jest franciszkanin Tarsycjusz Krasucki.

Zbigniew Nosowski, „Więź”

Na pierwsze wzmianki o nim natykam się w reporterskim cyklu śledczym Zbigniewa Nosowskiego w „Więzi” zatytułowanym „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie”. To wstrząsające teksty opowiadające 25-letnią historię hańby archidiecezji szczecińskiej i instytucji Kościoła w Polsce. Ksiądz wykorzystujący seksualnie nieletnich, zaniedbania i mataczenia przynajmniej kilku biskupów, zderzanie się ze ścianą osób walczących o sprawiedliwość i prawdę, a w tle ogromne pieniądze, interesy i układy.

Później – na początku lutego 2021 roku – ukazuje się reportaż telewizyjny „Najdłuższy proces Kościoła”. Wyprodukowany przez TVN24. Ta sama sprawa, ten sam szokujący temat. W nim pierwszy raz widzę i słyszę ojca Tarsycjusza. I jest to ogromny wstrząs. Wtedy też po raz pierwszy zadaję sobie pytanie o to, jak to możliwe, że człowiek, który doświadczył tak wiele zła, który został tak bardzo skrzywdzony w Kościele, został zakonnikiem.

Podczas jednej z rozmów telefonicznych z Sebastianem Wasilewskim (autorem reportażu TVN24) pytam go, czy mógłby mnie skontaktować z ojcem Tarsycjuszem. Wiem już, że bardzo chcę go poznać. Następnego dnia mam już numer telefonu.

Kolejne tygodnie to seria rozmów telefonicznych i wymian maili. I wstępne umówienie się na spotkanie i nagranie rozmowy. Ale też śmierć księdza Andrzeja Dymera. Kiedy się o niej dowiaduję, na jakiś czas zostawiam temat. Przyznam szczerze, że bałem się zadzwonić do ojca Tarsycjusza, pytać go o to, co ta śmierć w nim zrobiła i czy jest gotowy rozmawiać.

W końcu jednak się odważam. Ojciec Tarsycjusz odbiera i mówi, że czekał na mój telefon i pyta, kiedy do niego przyjadę.

Dwa tygodnie później wsiadam w pociąg i jadę na daleką północ. W każdym razie tak to wygląda z perspektywy Krakowa. Ojciec Tarsycjusz mieszka od października w klasztorze franciszkańskim w Kadynach, małej miejscowości 25 kilometrów pod Elblągiem.

Przychodzi po mnie na dworzec. A dokładniej rzecz ujmując, przykuśtykuje. Od kilkunastu lat ma poważne problemy z kręgosłupem. Dzień po mojej wizycie ma umówiony zabieg w Gdańsku.

Szybko przechodzimy na „ty”. Nie ma dystansu kapłan – świecki. Wsiadamy do samochodu i jedziemy do Kadyn.

Klasztor znajduje się w środku lasu, nieopodal Zalewu Wiślanego. Kilkadziesiąt metrów przed bramą stoi figurka Maryi. To ona wita mnie w tym miejscu. Jak się później okaże, jest Ona bardzo ważną osobą i odegrała kluczową rolę w życiu mojego rozmówcy.

Po zainstalowaniu się w klasztorze i obiedzie ugotowanym przez Tarsycjusza („Jesteś wegetarianinem? To nie problem. Ja w Wielkim Poście też nie jem mięsa”) idziemy na spacer. Najpierw las i opowieści o pasjach („Lubię robić zdjęcia i nagrywać zwierzęta. Od dawna czaję się na takiego jednego dzięcioła”), później przejażdżka nad pobliski Zalew Wiślany. W drodze poznaję pierwsze obrazki z życia zakonnego. Dlaczego franciszkanie, pragnienie służenia ubogim, współpraca z siostrami kalkuciankami, myśli o „transferze” do albertynów.

W trakcie drogi powrotnej do klasztoru dzwoni telefon. Kurierka z paczką. Rozmawiają serdecznie, jakby byli dobrymi znajomymi (a nie są). Na pytanie o formę zapłaty pada odpowiedź: „Tylko gotówką. Jestem franciszkaninem. Nie mam konta w banku”.

Po powrocie msza w kaplicy domu klasztornego. Bardzo kameralna. Księdzem jest Tarsucjusz, ludem jestem ja. Widzę, jak mocno wchodzi w Eucharystię. Intuicyjnie czuję, że to dla niego jedna z najważniejszych przestrzeni. Celebruje niespiesznie i z uważnością. Następnego dnia, w trakcie nagrania, opowie mi, jak ważne miejsce Eucharystia zajmuje w jego życiu duchowym i przeżywaniu powołania.

Na koniec dnia jeszcze kolacja. W jej trakcie franciszkanin szykuje do wstawienia do pieczenia domowy chleb. Lubi gotować. Robi różne przetwory, sosy, kiszonki.

Następnego dnia rano śniadanie. Wspólnie z przełożonym domu (ojcem Gracjanem). Luźne pogaduchy, dużo żartów i śmiechu.

Ale zaraz po śniadaniu atmosfera robi się poważniejsza. Czuć, że zbliżamy się do czegoś ważnego. Jeszcze ostatnie przygotowania i siadamy w jednym z klasztornych pomieszczeń.

Dwa fotele, stół, rejestrator, notatki, ołówek i mikrofony.

Włączam nagrywanie i zaczynamy rozmowę.

Tarsycjusz opowiada o swoim dzieciństwie, rodzinnym domu, okresie buntu i w końcu o dramatycznych doświadczeniach w Ognisku św. Brata Alberta w Szczecinie. O tym, co one w nim zrobiły, na najgłębszych poziomach. O tym, kto mu pomógł. O nawróceniu, powołaniu i relacji z Bogiem. O przebaczeniu, sile modlitwy i miłosierdziu.

Pytam go o reakcje otoczenia – również ludzi Kościoła – na jego zaangażowanie w walkę o sprawiedliwość i prawdę. Mówi o oskarżeniach, które padają pod jego adresem – że współpracuje z „wrogami Kościoła”, ze „złym” TVN-em.

Rozmawiamy też o zmianach, jakich potrzebujemy w Kościele. O złu strukturalnym, potrzebie transparentności i o tym, jakich zachowań biskupów nam bardzo brakuje. Tarsycjusz zwraca się też bezpośrednio do skrzywdzonych i osób odchodzących z Kościoła pod wpływem zgorszenia.

Jest niesamowitym człowiekiem. Doświadczył i wciąż doświadcza tyle zła w Kościele, a jego wiara jest wciąż tak mocna.

Jeden z księży po obejrzeniu reportażu w TVN 24 odwołał wielkopostne rekolekcje, które Tarscjusz miał prowadzić w jednej ze szczecińskich parafii. Dla mnie spotkanie z nim było bardziej poruszające niż udział w najlepszych rekolekcjach. Dlatego z całego serca zapraszam Was do wysłuchania naszej prawie dwugodzinnej rozmowy.

Zatrzymajcie się i posłuchajcie świadka wiary wbrew wszystkiemu.

Do odsłuchania też na:

Żeby zgłębić temat, warto zapoznać się również z tymi materiałami:

A na koniec jeszcze kilka zdjęć, które chociaż trochę – mam taką nadzieję ? pomogą Wam poczuć atmosferę Kadyn i naszego spotkania.

***

Ten materiał powstał dzięki wsparciu moich Patronek i Patronów. Swoją pracę dziennikarską mogę wykonywać dzięki społeczności, która ?wykupuje? mój czas z rynku pracy. Jeśli cenisz moje działania dołącz do grona moich Patronek i Patronów.