Ks. Jan Kaczkowski o gościnności i uchodźcach

Ksiądz Jan Kaczkowski robił i mówił rzeczy, które uruchamiały w nas wszystko to, co najlepsze i najpiękniejsze. Potrafił nam dodawać otuchy w trudnych chwilach, ale czasem też mówił naprawdę mocno, bez znieczulenia, żeby obudzić nasze serca i sumienia.

Dziś, na kilka dni przed Bożym Narodzeniem, kiedy w naszych domach jesteśmy na ostatniej prostej przygotowań do Wigilii, a w tym samym czasie na naszej granicy trwa kryzys humanitarny, razem z Fundacją im. Ks. Jana Kaczkowskiego ruszamy na ulicach polskich miast i w internecie z uwrażliwiającą kampanią społeczną przypominającą jego proste, ale ogromnie ważne i pilne przesłanie.

W ostatnich tygodniach, kiedy rozmawialiśmy z rodziną i bliskimi Jana, towarzyszyła nam jedna myśl. Byliśmy i jesteśmy głęboko przekonani, że gdyby Jan dalej żył, robiłby dziś wszystko co w jego mocy, żeby zwrócić uwagę na dramatyczną sytuację uchodźców i migrantów. I starałby się nas przekonywać do wyciągnięcia do nich pomocnej dłoni, a nie wypychania ludzi do lasów i podsycania lęków.

Bo on właśnie taki był. Zachęcał nas wszystkich do bycia – jak to często powtarzał – przyzwoitymi ludźmi z wektorem na plus. A wierzących do bycia wiernymi Ewangelii. Nawet jeśli wielu się to nie podobało.

Jan miał rację. Jeśli odwracamy wzrok od dramatu i cierpienia potrzebujących i godzimy się na ich niehumanitarne traktowanie, to pusty talerz na naszych wigilijnych stołach staje się fikcją i nic nieznaczącym gestem.

„Słowo GOŚCINNOŚĆ pochodzi od dwóch słów: GOŚĆ i INNOŚĆ. Jeśli nie zaczniemy być otwarci na innych, to możemy ten pusty talerz przygotowany na stół wigilijny wyrzucić przez okno”.